Bezimienne – Rozdział 3.

Mam dodawać to dodaję ;P Może gdy w końcu nie będę miała czego opublikować, znajdę jakąś wenę, bo teraz mam takie cosik w głowie – „A moze by wywiad.?? Niee chce mi się.. Albo coś przetłumaczyć? Nie umieem.” xD No więc, może wkrótce to minie ;] Miłego czytania, i jak zwykle dziękuję moim krytyczkom ;D

Noce były najgorsze. We dnie miałam jakieś zajęcie, było ciepło i nie musiałam być tak czujna. Jednakże gdy zachodziło słońce, życie stawało się jeszcze cięższe. Nie spałam, było strasznie… Nie jeden raz ktoś mnie zaczepił, uderzył, usiłował zgwałcić. Właśnie tak ich poznałam. To Misa chciała mnie uratować, Kaiji’emu było to obojętne. Po prostu, jeżeli jego dziewczynka kazała mu uratować gwałconą dziewczynę, on uderzył napastnika kilka razy pięściami i wygrał. Było mi wtedy tak wstyd…. Czym prędzej ubrałam to, co ten odrażający mężczyzna ze mnie stargał i schowałam głowę w kolanach.

-Ej, przestań się tak zachowywać! Chodź z nami! Nie pozwolę Ci tutaj zostać – nalegała dziewczyna. Dominująca część mnie chciała za nimi pójść, ale duma mnie zatrzymywała. Widzieli jak ktoś mnie gwałcił! Zobaczyli mnie do połowy nagą! Nie umiałam się przy nich uratować! Jak zwykle, zaczęłam płakać. Wtedy z rozkazu zielonookiej Misy, Kaiji wziął mnie na ręce. Nie opierałam się temu, on był ciepły, a jego długie, krucze włosy przyjemnie łaskotały mnie po twarzy. Pierwszy raz od długiego czasu poczułam się dobrze. Nie wiadomo, kiedy, zasnęłam. Zawsze byłam delikatna – rozklejałam się z byle powodu i zasypiałam po każdym trudniejszym przeżyciu od razu.

Gdy się obudziłam, byłam w małym budynku z drewna. Brzydko pachniało, ale przyzwyczaiłam się do wcale nie lepszych warunków. Oprócz mojego, znajdowały się tam jeszcze dwa łóżka, jak się domyślałam, należące do moich wybawców. Na ścianie była powieszona powykreślana markerem mapa i mnóstwo plakatów zespołów, piosenkarzy, aktorów. Na ekranie małego, starego telewizora zobaczyłam scenę z jakiegoś znanego serialu, niestety teraz nie pamiętam, jak się nazywał. Pomieszczenie było małe, bez roślinek czy czegoś żywszego. Lampa ze słabą żarówką dawała mało światła, o późnej porze dnia wręcz nie widziałam niczego w drugim krańcu pokoju. Za drzwiami znalazłam brudną ubikację i coś w stylu prysznica. Zajrzałam też do szafy. W środku znalazłam lustro na drzwiach i ubrania, kobiece i męskie. Postanowiłam, że pożyczę sobie coś, a potem oddam. Ledwo się ubrałam, weszli właściciele domku.

-Łaaa, ale ślicznie wyglądasz w tej tunice i legginsach! – zapiszczała szczęśliwie Misa. Przedstawiliśmy się sobie, po czym kruczowłosy wyciągnął z szafy jakieś pudełeczko. Gdy je otworzył, moim oczom ukazało się mnóstwo maleńkich torebeczek z białym proszkiem wewnątrz. Szybko domyśliłam się, co to i byłam przerażona, kiedy zapytali mnie, czy chcę trochę. Mimo życia na ulicy, nigdy nie ćpałam i nawet nie myślałam o tym. Zgodziłam się, ale tylko na trochę. Bałam się, że wpadnę w nałóg, za który słono zapłacę. Kiedy skończyłam, poczułam się bardzo miło. Przez chwilę życie było piękne i kolorowe, cieszyłam się jak nigdy. Zapytałam nowych znajomych o cenę tej wesołości, ale kiedy usłyszałam odpowiedź, obiecałam sobie nigdy więcej nie brać. To przekraczało moje limity! Często byłam głodna i spragniona, żebranie nie dawało mi wystarczającej ilości pieniędzy na pożywienie, a co dopiero narkotyki. Zanim zaczęłam moją przygodę z białym proszkiem, już musiałam ją skończyć. Powiedziałam to zielonookiej i Kaijiemu, a ci uznali, że jak nie to nie.

Kilka kolejnych dni do niczego mnie nie zmuszano. Oglądałam telewizję, jadłam to, co mi dali i dużo rozmyślałam nad sobą. Te czynności tak mi się podobały, że stwierdziłam, iż mogłabym to robić cały czas.. Zastanawiałam się, jak długo jeszcze pozwolą mi tak żyć, przecież to oczywiste, że nie będą się zawsze opiekowali obcą osobą. Byłam ciekawa, skąd oni biorą pieniądze? Czy każą mi zdobywać je w ten sam sposób? Pewnego wieczoru kazali mi pracować. Czarnowłosy siedział przed ekranem z piwem w ręku i oglądał mecz, a Misa robiła sobie makijaż.

-Właściwie to skąd macie kasę? – spytałam niby to obojętnie.

-Chcesz wiedzieć? – łobuzersko uśmiechnął się chłopak na moje pytanie. Przez chwilę nie byłam pewna, czy dalej mnie to interesuje, jednak przytaknęłam.

-Więc chodź – oznajmił i wyszliśmy na zewnątrz. Nie po raz pierwszy widziałam tą okolice. Gdy byłam bezdomna, często zdarzało mi się tędy przechodzić. Pamiętam, iż nie sądziłam wtedy, ze ktoś może mieszkać w tak zaniedbanym miejscu. Jakże się myliłam. Poprowadził mnie nad morze, do czegoś przypominającego mały port.

– Co kilka nocy Misa staje na czatach, a ja podkradam kilka łódek. Załatwiamy sobie kogoś z większym autem, żeby wpakować towar i go sprzedać. Nielegalna robota, ale chyba się domyśliłaś, że nie robimy nic zgodnego z prawem, nie? – wyjaśnił mi.

– A co jak gliny was zobaczą? – bąknęłam niepewnie, a ten roześmiał się sztucznie.

-To chyba proste! Uciekamy szybko, a jak złapią nas to koniec – był wyraźnie poirytowany moją inteligencją.

-Czy ja… Kiedy mam zacząć? – nagle stałam się pewniejsza siebie. Nie chciałam, żeby potem kpił sobie ze mnie jak z dziecka.

– Najpierw chcę cię nauczyć jak się bronić i którędy się najszybciej ucieka. Potem nie mamy już na co czekać, zaczniesz pracę.

Przełknęłam ślinę i udałam uśmiech. Czyli dalej będę mieszała się w kradzieże? Odetchnęłam z ulgą na myśl, że mam tylko pilnować. Z tego można bez większych problemów wywinąć się przed policją. Mogę na przykład powiedzieć, iż nie wiedziałam, o co im chodzi, a zagrozili mi, że jeżeli nie popilnuję to zrobią mi coś złego. Byłam w stanie zwalić wszystko na nich, chociaż powinnam im być wdzięczna za ratunek. „Żyję solo, nie przywiązuję się do fałszywych przyjaciół, a przecież w tym „biznesie” innych ludzi nie ma” tak pomyślałam.

Wróciliśmy do Szopy, jak nazwałam moje nowe miejsce. Następnego dnia miałam swoją pierwszą lekcję samoobrony. Odbyła się ona na zewnątrz w pobliskim, starym parku, do którego ludzie nieczęsto chodzili. Z tegoż powodu było tam dużo wolnego miejsca i nikt nie oglądał moich wyczynów. Cieszyłam się, bo w przeciwnym razie byłoby to jeszcze bardziej stresujące. Zaszokowało mnie to, że Kaiji posiadał poradnik z chwytami! Nie był pewien, od czego ma zacząć, więc na początek dał mi przeczytać wstęp – niczym w szkole. Zrobiłam jak kazał, choć wydało mi się to śmieszne. Napisana była tam definicja słowa „samoobrona” i krótka historia. Kiedy mnie wciągnęło, chłopak wyrwał mi książkę z ręki:

-Przecież nie mówiłem serio – spoważniał. – Wyobraź sobie, że ktoś stoi przed tobą i usiłuje uderzyć cię w głowę, na przykład kijem, pałką czy nawet siekierą. Wtedy ty powinnaś zatrzymać lewą ręką jego prawą rękę… i chwycić lewą ręką nadgarstek jego prawej ręki… i wykonać pół obrotu w lewo, tak aby tamten oparł się piersią na twoich plecach. W czasie obracania się stawiasz prawą nogę przed prawą nogą jego… i obracasz się na niej, dostawiając jednocześnie swoją lewą nogę przed lewą napastnika…. Twój prawy bark powinien wtedy znaleźć się pod prawą pachą jego. Następnie chwytasz go prawą ręką za ubranie w okolicy prawego barku,… a lewą trzymasz za nadgarstek tej samej ręki i robisz szybki skłon tułowia w przód – przerzucając go przez swój bark na plecy – wyjaśnił profesjonalnie i powoli. Każdy ruch nie tylko opisywał, ale i wykonywał. Kiedy zauważył moje zdziwienie, zaśmiał się:

-Kiedyś uczyłem tego całą grupę, nie rób takich oczu. No to teraz następny chwyt, gdy ktoś chce cię uderzyć z pięści w twarz lub w ogóle jakikolwiek cios. Jako broniąca się musisz wykonać unik w tył w lewo… z jednoczesnym przysiadem przed napastnikiem. Prawą ręką objąć piętę jego prawej nogi…-obrócić się… i nacisnąć plecami na jego kolana. On przewróci się w tył. Następnie musisz szybko wstać.

Potem pokazał mi jeszcze kilka innych chwytów obezwładniających, w sumie naliczyłam ich jedenaście. Z jednego na drugi było coraz trudniej, wszystko zaczęło mi się mieszać, a kroki były bardzo trudne. Odetchnęłam z ulgą, gdy lekcja się skończyła. Padłam na ziemię i zamknęłam oczy.

– Nie śpij tutaj, kiedy masz blisko dom – wyciągnął ku mnie pomocną dłoń. – Musimy jeszcze jutro wszystko powtórzyć, opanujemy jeszcze ucieczkę i zaczynamy – uśmiechnął się. Zrewanżowałam się wielkim bananem na twarzy od ucha do ucha. Chyba trochę go polubiłam.

2 Komentarze

Filed under Bezimienne, StoRy

2 responses to “Bezimienne – Rozdział 3.

  1. Alex

    Czytałam to już chyba z kilka razy, tak mi sie wydaje. I za każdym razem tak samo mi się podoba. Zwłaszcza to, jak uczy ją walczyć, zupełnie nie wiem czemu. No i fajnie, ze dziewczyna w końcu zaczyna się odnajdywać w nowej sytuacji. Życzę jej wszystkiego najlpeszego ;p
    Pozdrawiam ^^
    Alex

  2. No nic dziwnego, że się rozkleiła, jak miała powód. Swoją drogą miała też dużo szczęścia. I jak widać, została z wybawicielami. Ciekawe, co z tego będzie. nauka samoobrony wre, biznes zaczyna się kręcić…

    Czekam na kolejny rozdział ^ ^

Dodaj komentarz